Strona:PL Bliziński - Komedye.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kuiści komedyancil... z życia robicie nędzną farsę, a odegrać jej nawet dobrze nie umiecie... (po chwili.) Więc mogę rachować na jego przyjaźń w każdym razie, wyjąwszy gdyby zaszła potrzeba stwierdzić to czynem.. więc jestem perłą młodzieży, ale córki swej za mnie by nie wydał... I to jest przyszły mój pan teść.., bo ona musi być moją!.. te kilka miesięcy rozłączenia, przekonały mnie jak ją kocham..

SCENA VII.
Józef, Albin (ubrany starannie podług najświeższej mody; wchodzi głębią zostawiając za sobą otwarte drzwi szklanne)

Albin (spostrzegłszy Józefa). Czy mnie wzrok nie myli? Józef!. jak się masz! (ściskają sobie ręce) myśleliśmy, żeś już przepadł, że cie tam gdzie zjedli..
Józef. Żyję jak widzisz...
Albin. Cóżeś tak długo siedział?
Józef. Ha interesa...
Albin (ciekawie.) Podobno ci stryj zachorował?
Józef. Umarł.
Albin Umarł? więc po nim dziedziczysz?
Józef. Nie wielkie dziedzictwo, choćby i tak było; same długi.
Albin. Długi? hm! szkoda.. (n. s.) To lepiej, jestem bezpieczniejszy...
Józef. Cóż ty tu robisz, pijesz wody?
Albin. Ja? przyjechałem się bawić.
Józef. I bawisz się?
Albin. Wybornie, powiadam ci, bal za balem, podwieczorki, rauty, przejażdżki z kobietami... Tylko wiesz co, pustki... nie ma nic..,
Józef. Czego?
Albin. Tego co się to nazywa... pojmujesz mnie... jest wprawdzie kilka panienek niczego, polujących na mężów, ale jakoś im się nie udaje... brak ponęty... (śmiejąc się pokazuje liczenie pieniędzy).
Józef (na pół żartem). Wstydź się, wstydź.. mógłbyś się nie przyznawać do podobnych wyobrażeń...
Albin. A kiedy mi z niemi bardzo wygodnie.. Wszak jest przysłowie, że jak kto sobie pościele, tak się wyśpi... nieprawdaż?
Józef. Więc cóż z tąd?
Albin. To, że młody człowiek, któremu czas już, aby sobie znalazł coś odpowiedniego, musi tak manewrować, aby później nie żałował, że się dał złapać.
Józef (siadając na kanapie). Cóż ty nazywasz złapać się?
Albin. Ponieważ wiem na pewno, że co do przymiotów, cnót, a nawet wdzięków panny, o którą się staram, złapię się najniezawodniej, więc niechże przynajmniej co do i kwestji fundamentalnej, to jest posagu, nie targuję kota w worku.
Józef. Co ty pleciesz, co ty ple!ciesz!
Albin. Mój kochany, tylko nie poetyzuj (siada na krześle na środku sceny).
Józef. A ty nie przesadzaj znowu zanadto, proszę.
Albin. Za pozwoleniem... Dlaczego mając wejść do salonu, gdzie są kobiety, poprawiasz kołnierzyków, przygładzasz włosy, przeglądasz się w zwierciedle? Dlaczego wszedłszy między nie, spojrzeniu nadajesz najprzyjemniejszy wyraz, wysłowieniu tok zupełnie inny, aniżeli ten, jakiego używasz na codzień,