Strona:PL Bellamy - Z przeszłości 2000-1887 r.pdf/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

manów, aby kupowali, kupowali i jeszcze raz kupowali... za pieniądze, jeśli je mieli, na kredyt, jeśli nie mieli ich, aby kupowali to, czego im nie było potrzeba, więcej, niźli potrzeba było, albo to, czemu nie mogli podołać.
Chwilami traciłem wątek myśli; widok ten mącił moje pojęcia. Do czegóż ten wysiłek w nakłanianiu ludzi, aby kupowali?.. Bezwątpienia, nie ma to nic wspólnego z należytą sprawą podziału wytworów pomiędzy tych, którzy ich potrzebują. Bezwątpienia było to najrzetelniejszem marnotrawstwem narzucać ludziom to, czego nie potrzebowali, lecz co mogło być pożytecznem dla innych. Przy każdej takiej operacyi, naród stawał się biedniejszym. Dalej, cóż sobie myśleli ci subjekci? Przypomniałem sobie wówczas, że nie działali oni w charakterze rozdzielców, jak ci, których widziałem w składzie Bostonu wyśnionego. Nie służyli oni sprawie publicznej, ale swej osobistej sprawie i nie obchodziło ich zgoła to, jak ostatecznie wpłynie na pomyślność ogólną ich postępowanie, jeśli tylko sami oni powiększą swe skarby, gdyż towary te były ich własnością, a im sprzedadzą ich więcej, im więcej za nie dostaną, tem większym zysk ich będzie. Im bardziej marnotrawnymi będą ludzie, im łatwiej będzie nakłonić ich do kupowania rzeczy niepotrzebnych, tem lepiej będzie dla tych sprzedawców. Zachęcanie do rozrzutności było więc wyraźnym celem działania dziesięciu tysięcy sklepów bostońskich!
Nadto, ani właściciele owi, ani ich subjekci nie byli wcale gorszymi od innych mieszkańców Bostonu. Musieli oni zdobywać sposób do życia i utrzymywać rodziny, a jakże mogliby znaleść taki środek dokonania tego, który nie zmuszałby ich do postawienia interesów osobistych przed interesami innych i ogółu? Nie podo-