Strona:PL Beaumarchais-Cyrulik Sewilski.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
110
Beaumarchais

BARTOLO. Trzebaż patrzeć co się robi. Zahaczył się o klucz! Zgrabny!
FIGARO. Na honor, doktorze, niechże pan szuka zręczniejszego.

Scena XI
ROZYNA, BARTOLO, FIGARO, HRABIA, DON BAZYLJO.

ROZYNA, przestraszona, na stronie. Don Bazyljo!
HRABIA, na stronie. Wielkie nieba!
FIGARO, na stronie. To sam djabeł!
BARTOLO, idąc naprzeciw niemu. Ach, Bazyljo, mój przyjacielu, cieszę się że cię oglądam w dobrem zdrowiu. Zatem niedomaganie minęło bez następstw? W istocie, imć Alonzo mocno mnie nastraszył o ciebie: zapytaj go; już, już się wybierałem odwiedzić cię, i, gdyby mnie nie zatrzymał...
BAZYLJO. Imć Alonzo?
FIGARO tupie nogą. Tam do czarta! ciągle jakieś przeszkody! Dwie godziny dla głupiego golenia... Psia klientela!
BAZYLJO, spoglądając po wszystkich. Raczycie mi może wyjaśnić, panowie...?
FIGARO. Rozmówisz się pan, skoro ja odejdę.
BAZYLJO. Ależ, wreszcie, trzeba...
HRABIA. Trzeba milczeć, Bazyljo. Myślisz, że powiesz panu doktorowi coś, o czem nie wie? Opowiedziałem mu, że poleciłeś mi udzielić lekcji w swojem zastępstwie.
BAZYLJO, coraz bardziej zdumiony. Lekcji!... Alonzo!...
ROZYNA, na stronie do Bazylja. Ech, milcz pan!
BAZYLJO. Ona także!
HRABIA, pocichu do Bartola. Powiedz mu pan pocichu, żeśmy się porozumieli.
BARTOLO, do Bazylja, na stronie. Nie zdradź nas, Bazyljo, przecząc że jest twoim uczniem, zepsułbyś wszystko.