Strona:PL Beaumarchais-Cyrulik Sewilski.djvu/094

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
88
Beaumarchais

czarta ze swoim Barbaro, Balosło! i powiedz swemu cymbałowi kwatermistrzowi, że, od czasu bytności w Madrycie, wolny jestem od kwaterunku.
HRABIA, na stronie. O nieba! fatalna niespodzianka!
BARTOLO. He, he, przyjacielu, to ci się nie podoba! otrzeźwiło cię potrosze? Ale, z tem wszystkiem, wynoś się stąd, w tej chwili.
HRABIA, na stronie. Omal się nie zdradziłem. (Głośno). Wynosić! jeżeli pan jesteś wolny od kwatery, nie jesteś wolny od grzeczności, jak sądzę? Wynosić się! Pokaż mi pan dekret; mimo że nie umiem czytać, zobaczę...
BARTOLO. Niech i tak będzie. Jest w biurku.
HRABIA, podczas gdy doktór idzie do biurka, mówi, nie zmieniając miejsca. Ach, urocza Rozyno!
ROZYNA. Jakto, Lindorze, to ty?
HRABIA. Weź przynajmniej list.
ROZYNA. Uważaj, patrzy.
HRABIA. Wyjmij chusteczkę, upuszczę list na ziemię. (Zbliża się).
BARTOLO. Powoli, powoli, mości żołnierzu, nie lubię, aby się ktoś przyglądał mej żonie tak zbliska.
HRABIA. To pańska żona?
BARTOLO. A któżby?
HRABIA. Wziąłem pana za jej pradziadka po mieczu, po kądzieli, po wszystkich djabłach; przynajmniej trzy pokolenia was dzielą.
BARTOLO, odczytuje pergamin. „Wskutek dobrych i wiernych świadectw, które nam przedłożono...“
HRABIA, podbija z pod spodu ręką pergaminy, które lecą aż pod sufit. A kiż mnie kaduk obchodzą te bzdury?
BARTOLO. Czy wiesz, mój rycerzu, że wystarczy mi zawołać ludzi, aby cię z miejsca potraktować jak na to zasługujesz?