Strona:PL Balzac - Pierwsze kroki; Msza Ateusza.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

łem tu za młodu codzień; nazywaliśmy wówczas ten dom słojem wielkich ludzi. I co dalej?
— Msza, której wysłuchałem, wiąże się z wypadkami, które działy się wówczas gdy mieszkałem na poddaszu, gdzie, jak mi powiadasz, mieszkał d’Arthez: w tem oknie, w którym buja w tej chwili bielizna na sznurku, nad doniczką z kwiatami. Początki moje były tak ciężkie, drogi Bianchon, że mogę z każdym walczyć o palmę pierwszeństwa mąk paryskich. Zniosłem wszystko: głód, pragnienie, brak pieniędzy, brak ubrania, trzewików i bielizny, wszysto co nędza ma najdotkliwszego. Chuchałem w zdrętwiałe palce w tym słoju wielkich ludzi, który chciałbym odwiedzić z tobą. Pracowałem przez jedną zimę widząc jak mi się kurzy z głowy i oglądając parowanie mego ciała, tak jak się widzi parowanie koni w mroźny dzień. Nie wiem, skąd czerpie się siłę, aby znieść takie życie. Byłem sam, bez pomocy, bez grosza na kupno książek i na opłacenie kursów, bez przyjaciela; charakter mój, porywczy, drażliwy, niespokojny, zrażał do mnie. Nikt nie chciał widzieć w mojej nerwowości cierpień i pracy człowieka, który z dna społecznego, gdzie się znajduje, miota się aby się wydobyć na powierzchnię. Ale miałem, mogę ci to powiedzieć, tobie przed którym nie potrzebuję nic udawać, miałem ten podkład dobrych uczuć i żywej wrażliwości, które zawsze będą przywilejem ludzi dość silnych aby się wdrapać na jakikolwiek szczyt, po długiem brodzeniu w bajorach nędzy. Nie mogłem nic wydobyć z mojej rodziny ani z moich