Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 2.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Walerjo, mój klejnocie, przyrzekasz mi na honor... wiesz, ten nasz? że nie powtórzysz ani słowa z tego co ci powiem...
— Wiadomo, panie merze! Podnosi się rękę, o!... i nogę!
Uczyniła taki gest, że, jak mówi Rabelais, wyzuła Crevela z mózgu aż po pięty, taka była zabawna, tak urocza nagością przeświecającą przez mgły batystu.
— Widziałem przed chwilą cnotę w rozpaczy!...
— To rozpacz miewa cnotę? rzekła kiwając głową i krzyżując po napoleońsku ręce.
— To biedna pani Hulot: trzeba jej dwustu tysięcy franków! inaczej marszałek i stary Fischer palną sobie w łeb; że zaś ty jesteś potrosze przyczyną tego wszystkiego, moja mała księżniczko, chcę naprawić zło. Och, to święta kobieta, znam ją, odda mi co do grosza.
Na te słowa Hulot, dwieście tysięcy franków, w oczach Walerji między jej długiemi rzęsami, mignęło coś niby błysk armatni wśród dymu.
— Cóż ona zrobiła aby cię tak rozczulić, ta stara? Pokazała ci, co? swoją... religię!...
— Nie drwij sobie z niej, moje serce, to bardzo święta, szlachetna i pobożna kobieta, godna szacunku!...
— Zatem ja nie jestem godna szacunku? rzekła Walerja spoglądając złowrogo na Crevela.
— Tego nie powiedziałem, odparł Crevel pojmując do jakiego stopnia pochwała cnoty musi ranić panią Marneffe.
— Ja także jestem pobożna, rzekła Walerja, przesia-