Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 2.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jak się wyciąga korek z butelki Bordeaux, daję za wygraną. Idź sobie, nudzisz mnie.
— To nic, odparł Crevel. Trzeba mi dwustu tysięcy franków do dwóch godzin.
— Ech, znajdziesz je! Ot, nie zużyłam jeszcze pięćdziesięciu tysięcy franków złupionych z Hulota, a o drugie pięćdziesiąt tysięcy mogę poprosić Henryka!
— Henryk! wciąż Henryk!... wykrzyknął Crevel.
— Czy myślisz, ty poroniony Machjawelu, że ja odprawię Henryka? Czy Francja rozbraja swoją flotę?... Henryk, ależ to sztylet wiszący w pochwie na kołku. Ten chłopiec, rzekła, służy mi na to, abym wiedziała czy mnie kochasz... A nie kochasz mnie dziś rano.
— Nie kocham cię, Walerjo! rzekł Crevel, kocham cię jak milion!
— To nie dosyć!... odparła skacząc na kolana Crevela i okalając mu ramionami szyję. Ja chcę być kochana jak dziesięć milionów, jak wszystko złoto świata, i jeszcze więcej. Nigdy Henryk nie wytrwałby pięciu minut aby mi nie powiedzieć co ma na sercu! No, co tobie, grubasie złoty? Rozpakuj-no manatki... Powiedzieć wszystko swemu kociakowi, a prędko!
I musnęła włosami twarz Crevela, targając go za nos.
— Czy można mieć taki nos, dodała, i mieć sekrety dla swojej Wawa-lulu-nini!...
Przy Wawa, nos szedł na prawo; lulu, na lewo; nini, wracał na swoje miejsce.
— A więc, widziałem...
Crevel urwał, spojrzawszy na panią Marneffe.