Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 2.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

stoliczku, wyszedł z pozycji, uśmiechał się. Uśmiech ten był tak głupi, że baronowa omyliła się, wzięła go za wyraz dobroci.
— Widzisz pan przed sobą kobietę, nie w rozpaczy, ale w agonji honoru, gotową na wszystko, drogi przyjacielu, aby zapobiec zbrodni...
Bojąc się aby Hortensja nie weszła, zasunęła rygiel, następnie błyskawicznym ruchem przypadła do nóg Crevela, wzięła go za rękę i ucałowała ją.
— Bądź moim zbawcą! rzekła.
Pomyślała, iż w tem kramarskiem sercu mogą być jakieś szlachetne struny i nagle błysła jej nadzieja, że zdoła uzyskać dwieście tysięcy franków nie hańbiąc się.
— Kup duszę, ty który chciałeś kupić cnotę!... ciągnęła patrząc nań obłąkanemi oczyma. Zaufaj mojej uczciwości kobiecej, memu honorowi, mojej rzetelności którą znasz! Bądź moim przyjacielem! Ocal całą rodzinę od ruiny, od wstydu, od rozpaczy, nie daj jej stoczyć się w kałużę, w której błoto pomięsza się z krwią! Och! nie żądaj wyjaśnień!... rzekła widząc że chce przemówić. Nie mów mi zwłaszcza: „Przepowiedziałem!“ jak mówią ludzie szczęśliwi o nieszczęściu przyjaciół. Och!... wysłuchaj tej którą kochałeś, kobiety, która, schylając się do twoich stóp, daje może najwyższy dowód szlachetności; nie żądaj od niej nic, spodziewaj się wszystkiego od jej wdzięczności!... Nie, nie dawaj nic; ale pożycz mi, pożycz tej którą nazywałeś Adeliną!...
Tu łzy puściły się jej z oczu tak obficie, Adelina zaczęła tak szlochać, że przemoczyła rękawiczki Crevela.