Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 2.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Te słowa: „Trzeba mi dwustu tysięcy franków!...“ zaledwie dały się słyszeć w potoku łez, tak jak największych nawet kamieni nie znać w siklawie alpejskiej wezbranej topniejącym śniegiem.
Takie jest niedoświadczenie cnoty! Występek — jak to widzieliśmy u pani Marneffe — nie żąda nigdy niczego, umie sprawić aby mu wszystko ofiarowano. Tego rodzaju kobiety stają się wymagające dopiero wówczas gdy umiały się stać nieodzowne, lub też kiedy chodzi o wyeksploatowanie mężczyzny, tak jak się eksploatuje kopalnię gdzie kruszec staje się skąpy, na wymarciu, jak mówią górnicy. Słysząc te słowa: „Dwakroć stotysięcy franków!“ Crevel zrozumiał wszystko. Podniósł dwornie baronową, z lekceważącem: „No, no, uspokój się, kotku“, czego w swojem wzruszeniu Adelina nie dosłyszała. Scena zmieniła fizjognomię; Crevel stawał się, wedle swego wyrażenia, panem placu. Ogrom sumy tak silnie podziałał na Crevela, że żywe wzruszenie, jakiego doznał widząc tę piękną kobietę we łzach u swoich stóp, rozwiało się. Przytem, choćby kobieta była najbardziej anielską i świętą, kiedy zacznie płakać rzewnemi łzami, piękność jej znika. Panie Marneffe, jak to widzieliśmy, popłakują czasem, pozwolą łzie spłynąć po policzkach; ale zalewać się łzami, pozwolić aby nos i policzki miały zczerwienieć!... tego błędu nie popełnią nigdy.
— No, moje dziecko, spokoju, do kroćset! podjął Crevel ujmując dłonie pięknej pani Hulot i przyklepując je. Dlaczego pani żąda dwustu tysięcy franków? naco one pani? dla kogo?
— Niech pan nie wymaga, odparła, żadnego wyja-