Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 1.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pokoju do sypialni Adeliny. W tej chwili Wiktor trącił w ramię Elżbietę i Hortensję; obie zrozumiały ten gest, przepuściły Wacława, Celestynę, marszałka i baronową do sypialni, i przystanęły we framudze okna.
— Cóż się stało, Wiktorze? spytała Elżbieta. Przysięgłabym, że to jakieś nieszczęście, którego sprawcą jest ojciec.
— Niestety, tak, odparł Wiktor. Lichwiarz nazwiskiem Vauvinet ma za sześćdziesiąt tysięcy franków weksli ojca i chce go zaskarżyć! Próbowałem mówić z ojcem w Izbie o tej nieszczęsnej sprawie, ale nie chciał zrozumieć, unikał mnie niemal. Czy trzeba uprzedzić matkę?
— Nie, nie, rzekła Elżbieta, zbyt wiele ma zgryzot, zadałbyś jej śmiertelny cios, trzeba ją oszczędzać. Nie wiecie, w jakiem ona jest położeniu: gdyby nie stryj, nie zastalibyście tutaj obiadu.
— Och, Boże, Wiktorze, my jesteśmy potwory, rzekła Hortensja; Bietka mówi nam to, co powinniśmy byli odgadnąć. Ten obiad dławi mnie!
Hortensja nie dokończyła, przyłożyła chustkę do ust aby powstrzymać szloch, płakała.
— Powiedziałem temu Vauvinetowi aby zaszedł do mnie jutro, odparł Wiktor; ale czy on się zadowoli mojem poręczeniem? Nie sądzę. Tacy ludzie chcą gotowizny, aby z niej móc wyciskać lichwiarskie procenty.
— Sprzedajmy naszą rentę! rzekła Elżbieta do Hortensji.
— Cóżby to dało? piętnaście czy szesnaście tysięcy franków, odparł Wiktor, a trzeba sześćdziesięciu!