Strona:PL Balzac - Kawalerskie gospodarstwo.pdf/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Józef, nabierając farb i mącąc w mimowiednem wzburzeniu wszystkie kolory. Czy odmówiłbym mu pieniędzy?
— Ależ to znaczy ograbiać dziecko! wykrzyknęła Descoings, której twarz wyrażała najgłębszą zgrozę.
— Nie, odparł Józef, jemu wolno; jest moim bratem i wszystko co moje jest jego; ale powinien był mnie uprzedzić.
— Zostaw dziś, pod rachunkiem, jakąś sumkę, i nie ruszaj jej, rzekła Descoings. Będę uważała kto wchodzi do pracowni; jeżeli on jeden, będziesz miał pewność.
Nazajutrz rano, Józef posiadł tedy dowód musowych pożyczek, jakiemi brat go obciążał. Filip wchodził do pracowni podczas nieobecności Józefa i brał drobne sumy kiedy mu było potrzeba. Artysta zadrżał o swój skarbczyk.
— Czekaj! czekaj! już ja cię przyłapię, ptaszku, rzekł, śmiejąc się, do ciotki.
— Dobrze zrobisz: musimy go wyleczyć, bo i ja, tak samo, nie zawsze mogę doliczyć się sakiewki. Ale cóż, biedny chłopiec, trzeba mu tytoniu, przyzwyczaił się.
— Biedny chłopiec, biedny chłopiec! odparł artysta. Jestem potrosze zdania Fulgencjusza i Bixiou: Filip bierze nas ustawicznie na kawał: to pakuje się w warcholstwa i trzeba go wysyłać do Ameryki, co kosztowało biedną matkę dwanaście tysięcy; nie umie sobie dać rady w lasach nowego świata, i powrót jego kosztuje tyle co wyjazd. Pod pozorem iż powtórzył dwa słowa Napoleona jakiemuś generałowi, Filip uważa się za wielkiego wodza i czuje się w obowiązku boczyć na Burbonów; tymczasem bawi się, podróżuje, buja po świecie. Co do mnie, ja się tam nie biorę na jego nieszczęścia, nie wygląda na człowieka któremuby się gdziekolwiek działa krzywda! Spadają chwatowi z nieba doskonałe posady, pędzi życie Sardanapala z panienką z Opery, ściąga sobie w naturze dziennikarskie haracze i znowóż kosztuje matkę dwanaście tysięcy! Pewnie, o ile o mnie chodzi, gwiżdżę na to; ale Filip doprowadzi tę biedną kobietę do ruiny. Uważa mnie za zupełne zero, bo nie służyłem w drago-