Strona:PL Balzac - Kawalerskie gospodarstwo.pdf/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zapomocą podwodnego statku. Wśród odnalezionych dawnych kolegów, Filip uczuł największą sympatję do starego kapitana dragonów gwardji, nazwiskiem Giroudeau, w którego kompanji zaczynał karjerę. Ex-dragon stał się przyczyną, że Filip uzupełnił to, co Rabelais nazywa pojazdem djabła, dodając do kieliszka, cygara i gry, czwarte koło. Pewnego wieczora, w początku lutego, Giroudeau zaprowadził Filipa, po obiedzie, do Gaieté, do loży małego dzienniczka, będącego własnością siostrzeńca jego Finota, w którym to dzienniczku Giroudeau[1] prowadził kasę, książki i ekspedycję. Ubrani, modą oficerów-bonapartystów z konstytucyjnej opozycji, w obszerny surdut z graniastym kołnierzem, zapięty po brodę, spadający na pięty i ozdobiony czerwoną rozetką Legji, uzbrojeni w trzcinę napełnioną ołowiem, która zwisała u dłoni na skórzanej plecionce, dwaj ex-wojacy kroczyli cokolwiek zawiani, i, wchodząc do loży, otwierali sobie wzajem serca. Poprzez opary pokaźnej ilości butelek i kieliszków, Giroudeau pokazał na scenie Filipowi małą, pulchną i zwinną figurantkę imieniem Florentyna, której łaski i miłość zawdzięczał, podobnie jak lożę, wszechpotędze dziennika.
— Hm, rzekł Filip, do jakiegoż stopnia posuwa się jej ofiarność względem starego wiarusa?
— Bogu dzięki, odparł Giroudeau, nie porzuciłem dawnych zasad naszego chlubnego uniformu. Nigdy nie wydałem ani dwóch szelągów na kobietę.
— Hę? wykrzyknął Filip, przykładając palec do lewego oka.
— Tak, odparł Giroudeau. Ale, mówiąc między nami, dziennik wiele mi pomaga. Jutro, w dwóch wierszach, poradzimy dyrekcji, aby uczyniła szerszy użytek z umiejętności i wdzięku panny Florentyny. Na honor, chłopcze, jestem bardzo szczęśliwy.

— Ej, pomyślał Filip, jeżeli ten czcigodny Giroudeau, mimo czaszki gładkiej jak moje kolano, czterdziestu ośmiu lat, wielkiego

  1. Stracone złudzenia.