Strona:PL Balzac - Kawalerskie gospodarstwo.pdf/289

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się do wody, z przeproszeniem pańskiem, biedna Idusia! Zrobiłam to głupstwo, że naparłam się trzymać kwaterno; i dlatego, mój drogi panie, w siedemdziesiątym siódmym roku, pilnuję chorych za dziesięć su dziennie i życie...
— Cóż brakuje tej pani przy której pani czuwa?
— Wszystkiego, panie... co się tyczy monety, rozumie się! bo co do chorób, to ma ich więcej niż lekarze znają dla nich imion... Winna mi jest za dwa miesiące, dlatego trzymam ją u siebie. Mąż, pan hrabia (ta pani, to hrabina!), zapłaci z pewnością rachunek kiedy żona umrze; w tej nadziei dawałam com miała... ale nie mam już nic: wszystko poszło do lombardu!... Winna mi czterdzieści siedm franków i dwanaście su, prócz moich trzydziestu franków za pielęgnację. Chciała się zgładzić ze świata wąglami, powiedziałam jej że to nieładnie... Kazałam stróżce uważać na nią póki nie wrócę, byłaby bowiem zdulna wyskoczyć przez okno.
— Ale co jej jest?
— Och! panie szanowny, był tam u niej doktór od Sióstr, ale niby co się tyczy choroby, rzekła pani Gruget przybierając wstydliwą minę, powiedział że trzeba ją przenieść do szpitala. Nie wyliże się.
— Przyjdziemy tam, rzekł Bixiou.
— Proszę, rzekł Józef, oto dziesięć franków.
Zanurzywszy rękę w wiecznej trupiej główce i zgarnąwszy z niej wszystkie pieniądze, malarz pośpieszył na ulicę Mazarine, wsiadł do dorożki i udał się do Bianchona którego szczęśliwie zastał w domu. Bixiou znowuż pobiegł na ulicę de Buci, po wspólnego przyjaciela Desrochesa. Wszyscy czterej spotkali się, w godzinę później, na ulicy du Houssay.
— Ten konny Mefistofeles imieniem Filip Bridau, rzekł Bixiou do przyjaciół idąc po schodach, uciesznie wziął się do rzeczy, aby się pozbyć żony... Wiecie, że nasz zacny Lousteau, bardzo szczęśliwy z tysiącfrankówki którą dostawał co miesiąc od Filipa, wprowadził panią Bridau w towarzystwo Floryny, Marjety, Tullji, etc.