Strona:PL Balzac - Kawalerskie gospodarstwo.pdf/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lub fora ze dwora!“ które, wśród dwu potęg tak groźnych jak Filip i Mąciwoda, skłoniły ją, na tę chwilę, do neutralności.
Wiedząc iż życie Maxa jest w niebezpieczeństwie, Flora stała się wobec starego Rouget słodsza niż w pierwszych dniach ich stadła. Niestety! w miłości, interesowne oszukaństwo wyższe jest od prawdy, dlatego tylu mężczyzn opłaca tak drogo zręczne mamicielki. Mąciwoda zeszła dopiero na śniadanie, wraz z Rougetem, którego prowadziła pod rękę. Łzy stanęły jej w oczach, skoro w miejsce Maxa, ujrzała straszliwego żołdaka z ołowianemi oczyma, z zimną i złowrogą twarzą.
— Cóż to pannie? spytał, przywitawszy się z wujem.
— Nie może znieść myśli, abyś ty miał się bić z majorem Gilet.
— Nie mam najmniejszej ochoty zabijać pana Gilet, odparł Filip; niech się poprostu wynosi z Issoudun, niech się puści do Ameryki z ładunkiem towarów, a pierwszy doradzę wujowi, aby mu ułatwił zakupy i życzył dobrej podróży! Zrobi tam majątek, i to mu przyniesie więcej zaszczytu niż płatać psikusy po nocy w Issoudun i rządzić się w cudzym domu.
— No i cóż, ładny projekt? rzekł Rouget patrząc na Florę.
— Do A... me... ry... ki! odparła szlochając.
— Lepiej spacerować na nogach po Nowym Yorku, niż gnić we Francji w sosnowej trumience... Zresztą, powiedz sobie panna, że i on jest tęgi rębacz: może on mnie zabić, zauważył pułkownik.
— Czy pozwoli mi pan z nim pomówić, rzekła Flora z pokorną i nieśmiałą prośbą.
— Oczywiście, może tu przyjść po swoje manatki; ale ja będę przy wuju cały ten czas, nie zostawię już nieboraka samego, odparł Filip.
— Védie, krzyknęła Flora, leć, dziecko, do Pocztowego i powiedz majorowi, że go proszę aby...
— Aby przyszedł zabrać manatki, rzekł Filip, przerywając.
— Tak, tak, Védie. To będzie najprzyzwoitszy sposób aby zajść do mnie, chcę z nim pomówić.