Strona:PL Balzac - Kawalerskie gospodarstwo.pdf/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— To, iż panna Brazier zjawi się tu w ciągu czterech godzin, łagodna jak baranek, odparł pan Hochon.
— Dałby Bóg! rzekł nieborak ocierając łzy.
— Jest siódma, rzekł Filip, królowa naszego serca będzie tu około wpół do dwunastej. Nie zobaczy już wujaszek Gileta: czyś nie powinien skakać pod sufit z uciechy?
— Jeżeli pan chce mi dopomóc, dodał Filip do ucha pana Hochon, zostań z nami aż do przybycia tej małpy, pomożesz mi utrzymać idjotę w jego postanowieniu; później, we dwóch zdołamy objaśnić Mąciwodzie jej prawdziwą rolę.
Pan Hochon dotrzymał Filipowi towarzystwa, uznając słuszność jego prośby; ale mieli obaj niełatwe zadanie: Rouget lamentował jak dziecko. Uspakajał go na chwilę jedynie argument wciąż powtarzany przez Filipa:
— Mój wuju, jeżeli Flora wróci i jeżeli będzie dla ciebie słodka jak cukier, uznasz że miałem słuszność. Będziesz opływał jak pączek w maśle, zachowasz swą rentę, będziesz się trzymał na przyszłość moich rad i wszystko pójdzie jak w raju.
Kiedy, o w pół do dwunastej, dał się słyszeć turkot, zachodziło pytanie czy powóz wraca z kimś, czy próżny. Twarz Rougeta jawiła wyraz straszliwego lęku, który ustąpił wzruszeniu radości, kiedy, w chwili gdy powóz skręcał, ujrzał w nim obie kobiety.
— Kuski, rzekł Filip podając Florze rękę i pomagając jej wysiąść, nie jesteś już w służbie pana Rouget, nie będziesz tu spał dziś wieczór, spakuj manatki; Benjamin zajmie twoje miejsce.
— Pan tedy rozkazujesz tutaj? rzekła Flora z ironją.
— Za pozwoleniem panny, odparł Filip ściskając rękę Flory niby w żelaznych kleszczach. Proszę ze mną! musimy zrobić maleńki rachunek sumienia.
Filip pociągnął zdumioną kobietę o kilka kroków od domu na plac św. Jana.
— Moja ślicznotko, pojutrze Gilet znajdzie się na trzy stopy pod ziemią, wtrącony przez to ramię, rzekł żołdak wyciągając prawą