Strona:PL Balzac - Kawalerskie gospodarstwo.pdf/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pana Rouget. Bądź zatem w Vatan jutro o dziewiątej. Zapewne wyślę cię do Paryża, ale bądź spokojny, dam ci pieniądze na drogę i pośpieszę szybko za tobą, jestem bowiem prawie pewien, iż trzeba mi będzie opuścić Issoudun trzeciego grudnia. Do widzenia, liczę na twoją przyjaźń, jak ty możesz liczyć na moją.

Maksencjusz“.


— Bogu chwała! rzekł pan Hochon, sukcesja biednego głuptasa ocalona z tych pazurów!
— Wierzę, iż sprawdzą się twoje słowa, mężu, rzekła pani Hochon, i dzięki składam Bogu, który bezwątpienia wysłuchał mych modłów. Tryumf złych jest zawsze nietrwały.
— Pojedziesz do Vatan, przyjmiesz prokurację pana Rouget, rzekł starzec do Barucha. Chodzi im o to, aby umieścić pięćdziesiąt tysięcy franków renty na imię panny Brazier. Pojedziesz w stronę Paryża, ale zatrzymasz się w Orleanie, gdzie zaczekasz na moje zlecenia. Nie zdradzaj nikomu miejsca gdzie zajedziesz, stań w ostatniej gospodzie w dzielnicy Bannier, choćby to była najlichsza oberża...
— Hoho! rzekł Franciszek, którego turkot powozu sprowadził do okna, znów nowy obrót rzeczy: ojciec Rouget i pan Filip Bridau wracają razem w berlince, Benjamin i pan Carpentier za nimi konno!...
— Idę tam, wykrzyknął pan Hochon, u którego ciekawość wzięła górę nad wszelkiem innem uczuciem.
Pan Hochon zastał starego Rouget, piszącego w swoim pokoju list, który siostrzeniec mu dyktował:

„Do panny Flory Brazier.

„Jeżeli, natychmiast po przeczytaniu tego listu, nie wsiądziesz na bryczkę aby wrócić do domu, postępowanie twoje będzie świadczyło o takiej niewdzięczności, iż odwołam testament uczyniony na twoją korzyść i oddam cały majątek siostrzeńcowi memu Filipowi.