Strona:PL Balzac - Kawalerskie gospodarstwo.pdf/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dwadzieścia minut. Kuski, zapewne z rozkazu swego prawdziwego pana, jechał stępa, przynajmniej w mieście.
— Jeśli po jadą do Paryża, wszystko stracone, pomyślał pan Hochon.
W tej chwili, mały urwis z rzymskiej dzielnicy przybył do domu pana Hochon, przynosząc list do Barucha. Obaj wnuki starego kutwy, markotni od rana, z własnego popędu nałożyli sobie areszt domowy. Zastanawiając się nad przyszłością, ocenili, jak oględnie powinni sobie poczynać z obojgiem dziadków. Baruch nie mógł być nieświadom wpływu, jaki dziadek posiadał na starych Borniche; niewątpliwie pan Hochon umiałby się postarać o to, aby wszystkie kapitały Borniche‘ów przeszły na Adolfinę, w razie gdyby postępowanie chłopca skłoniło ich do przeniesienia ambicyj rodziny na świetne małżeństwo wnuczki, jakiem zagrożono mu dziś rano. Bogatszy od Franciszka, Baruch miał więcej do stracenia, był tedy za bezwzględnem poddaniem się, za jedyny warunek kładąc spłacenie Maxa. Co do Franciszka, przyszłość jego była w rękach dziadka, spodziewał się majątku jedynie z jego łaski, skoro, wedle rachunków opieki, był jego dłużnikiem. Obaj młodzi ludzie, których skruchę podsycało niebezpieczeństwo, złożyli tedy uroczyste zapewnienia, pani zaś Hochon uspokoiła ich co do zobowiązań względem Maksencjusza.
— Narobiliście głupstw, rzekła; naprawcie je wzorowem prowadzeniem się, a dziadek ułagodzi się z czasem.
Toteż, skoro Franciszek przeczytał przez ramię Barucha list, rzekł półgłosem:
— Poradź się dziadka.
— Proszę dziadzi, rzekł Baruch przynosząc list starcowi.
— Przeczytaj, nie mam tutaj okularów.

„Drogi przyjacielu!

„Mam nadzieję, iż, w ważnym momencie który przechodzę, nie zawahasz się oddać mi przysługi, przyjmując rolę pełnomocnika