Strona:PL Balzac - Kawalerskie gospodarstwo.pdf/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sam na sam; Flora i Max bowiem łudzili ją ciągle tą nadzieją, która zawsze miała być zawiedziona.
Mimo iż Rycerze szukali wszyscy sposobu wyprawienia paryżan, projekty obracały się wciąż w sferze niewykonalnych szaleństw.
Po upływie tygodnia — połowy czasu jaki paryżanie mieli spędzić w Issoudun — sprawa znajdowała się w tym punkcie co pierwszego dnia.
— Wasz adwokat nie zna prowincji, rzekł stary Hochon do pani Bridau. Tego co wy chcecie osiągnąć, nie da się zrobić ani w dwa tygodnie ani w rok; trzebaby siedzieć nad bratem i starać się w nim obudzić skrupuły religijne. Fortyfikacje Flory i Maxa dałyby się podminować jedynie przy pomocy księżej motyki. Oto moje zdanie, i czas byłby wziąć się do rzeczy.
— Doprawdy, mężu, rzekła pani Hochon, ty masz osobliwe pojęcie o duchowieństwie.
— Hoho! wykrzyknął starzec, znam waszą piosenkę, dewotki!
— Bóg nie pobłogosławiłby przedsięwzięciu, które wspierałoby się na świętokradztwie, rzekła pani Bridau. Używać religji do podobnych... Och! toż bylibyśmy gorszymi zbrodniarzami niż Flora.
Rozmowa ta odbywała się w czasie śniadania; Franciszek, równie jak Baruch, nie stracili z niej ani słowa.
— Świętokradztwo! wykrzyknął stary Hochon. Ależ, gdyby jakiś zacny księżyk, sprytny jak trafia się czasem, wiedział w jakim jesteście kłopocie, nie widziałby w tem świętokradztwa aby sprowadzić ku Bogu zbłąkaną duszę paninego brata, wzniecić w nim szczery żal za grzechy, kazać odprawić kobietę która jest przyczyną zgorszenia, zapewniając jej równocześnie los. Wykazałby mu, jak na dłoni, że zyska spokój sumienia, dając kilka tysięcy franków renty na seminarjum biskupie, majątek zaś zostawiając naturalnym spadkobiercom...
Posłuszeństwo, jakie starzec wdrożył w swoim domu dzieciom i przeniósł na wnuków (dla których, tyranizując ich, gromadził ładny mająteczek, krzątając się, jak mówił, dla nich tak, jak dla sa-