Strona:PL Balzac - Kawalerskie gospodarstwo.pdf/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Bagatela, rzekł Józef, cóż za śliczna kobieta! a to rzadkie! Tylko, jak to mówią, malować! Co za karnacja! Co za tony! co za linje, okrągłości, a te ramiona!... Wspaniała karjatyda! To byłby bajeczny model do Wenery w typie Tycjana.
Adolfina i pani Hochon słuchały niby chińskiego języka, ale Agata, stojąca za synem, dała im znak, że jest przyzwyczajona do tej gwary.
— Zachwycasz się dziewczyną, która wydziera wam majątek? rzekła pani Hochon.
— To nie przeszkadza jej być wspaniałym modelem! W miarę pulchna, bez uszczerbku dla linji bioder i piersi...
— Mój drogi, nie jesteś w pracowni, rzekła Agata, jest tutaj Adolfina...
— To prawda, przepraszam; ale bo też, od wyjazdu z Paryża, przez całą drogę oglądałem same szympansice...
— Ale, droga chrzestna matko, rzekła Agata, w jaki sposób będę mogła zobaczyć się z bratem... toż on jest z tą... tą...
— Ba! rzekł Józef, ja pójdę! Nie wydaje mi się już takim kretynem, z chwilą gdy zdobył się na ten dowcip, aby weselić swoje oczy modelem tycjanowskiej Wenery.
— Gdyby nie był idjotą, rzekł pan Hochon, który właśnie nadszedł, byłby się spokojnie ożenił, miałby dzieci, i przepadłyby dla was wszelkie widoki. Niema złego, coby na dobre nie wyszło.
— Józef ma dobrą myśl, niech pierwszy on odwiedzi wuja, rzekła pani Hochon; da mu do zrozumienia, że, jeżeli chce widzieć siostrę, musi być w domu sam.
— Chcecie dotknąć pannę Brazier? rzekł Hochon. Nie, nie, pani, trzeba przełknąć tę przykrość... Jeżeli nie zdobędziecie sukcesji, starajcie się uszczknąć bodaj jaki legacik.
Hochonowie nie dorośli do tego, aby się mierzyć z Maksencjuszem Gilet. W czasie śniadania, Polak przyniósł, z polecenia swego pana, pana Rouget, list zaadresowany do siostry, pani Bridau. Oto ów list, który pani Hochon dała do czytania mężowi: