Strona:PL Balzac - Kawalerskie gospodarstwo.pdf/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Stoi; pomyślę o tem, rzekł młody Goddet, który namiętnie lubił polowanie.
— Jeżeli autor figla nie zechce fuzji, otrzyma mego konia, dorzucił Max.
Od tej wieczerzy, dwadzieścia mózgów pracowało nad tem, aby uknuć jakąś sztukę przeciw Agacie i jej synowi, zgodnie z nakreślonym programem. Ale sam tylko djabeł albo los mógł tu coś wskórać, tak bardzo, w danych okolicznościach, rzecz była trudna do wykonania.
Nazajutrz rano, Agata i Józef zeszli na chwilę przed drugiem śniadaniem, do którego siadano o dziewiątej. Miano pierwszego śniadania nosiła szklanka mleka z kromką omaszczonego chleba, które spożywało się w łóżku lub po wstaniu. Czekając na panią Hochon, która, mimo wieku, dopełniała drobiazgowo wszystkich ceremonij, jakich księżne za Ludwika XV przestrzegały przy tualecie, Józef ujrzał w bramie przeciwległego domu Jana-Jakóba Rouget, stojącego nieruchomo. Pokazał go oczywiście matce, która nie mogła poznać brata, tak mało był podobny do obrazu jaki miała we wspomnieniu.
— To brat pani, rzekła Adolfina, która weszła, prowadząc pod rękę babkę.
— Cóż za kretyn! wykrzyknął Józef.
Agata złożyła ręce i podniosła oczy do nieba:
— Do jakiegoż stanu go doprowadzono! Mój Boże, czyż to jest człowiek pięćdziesięcioletni!
Chciała się przyjrzeć uważniej i spostrzegła za starcem Florę Brazier, z gołą głową, ukazującą, z pod gazowej obszytej koronkami chusteczki, śnieżne plecy i olśniewającą pierś. Flora była wypieszczona jak bogata kurtyzana. Miała suknię z modnej wówczas materji zwanej grenadyną, z krótkimi rękawkami i z wspaniałemi branzoletami na rękach. Złoty łańcuch spływał na biust Mąciwody, która przyniosła właśnie Janowi-Jakóbowi Rouget czarną jedwabną krymkę aby się nie zakatarzył: scena widocznie obliczona na efekt.