Strona:PL Balzac - Kawalerskie gospodarstwo.pdf/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Bądź pan zdrów, panie Gilet; nie dziękuję jeszcze za pomoc, rzekł handlarz zboża, siadając oklep na konia i znikając pośród ogólnego „hurra“!
— Schowa się wam żelazo z obręczy, krzyknął jakiś stelmach, który podszedł aby się rozpatrzyć w szczątkach wozu.
Jeden dyszel wrył się w ziemię prosto jak drzewo. Max stał blady i zamyślony, ugodzony w serce słowami Hiszpana. Przez pięć dni mówiono w Issoudun o wózku ojca Fario. Był on przeznaczony do latania, powiadał młody Goddet, obiegł bowiem całe Berri, gdzie powtarzano sobie koncepty Maxa i Barucha. Toteż, rzecz najdotkliwsza dla Hiszpana, był on, jeszcze w tydzień po wypadku, plotką trzech departamentów i strawą wszystkich języków. Max i Mąciwoda, napiętnowani krwawym przytykiem mściwego Hiszpana, byli również przedmiotem tysiąca komentarzy, które szeptano sobie do ucha w Issoudun, ale powtarzano głośno w Bourges, Vatan, Vierzon i Châteauroux. Max Gilet dostatecznie znał okolicę, aby się domyślać, jak bardzo komentarze te musiały być jadowite.
— Ano cóż, gadają, niema na to rady, myślał. Ech! źle się wybrałem z tym konceptem.
— I cóż, Max, rzekł Franciszek, biorąc go pod ramię, przybywają dziś wieczór...
— Kto?
— Ci paryzcy Bridau! Babka dostała wczoraj list od chrześniaczki.
— Słuchaj, chłopcze, szepnął Max, zastanowiłem się nad tą sprawą. Ani Flora ani ja nie powinniśmy, na oko, czynić żadnych wstrętów tym Bridau. Jeżeli spadkobiercy mają opuścić Issoudun, to wy, Hochonowie, musicie ich wyprawić. Przyjrzyj się dobrze tym paryżanom, ja przyjrzę się im również; jutro, u mamy Cognette, zastanowimy się co moglibyśmy im wypłatać i jak ich poróżnić z twoim dziadkiem...
— Hiszpan wymacał słaby punkt w pancerzu Maxa, rzekł Ba-