Strona:PL Balzac - Kawalerskie gospodarstwo.pdf/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Djabeł ma w opiece oberżystów, swoich nadwornych dostawców, rzekł młody Goddet do zdumionego Faria: chciał ci dać naukę, abyś nie włóczył wozu po ulicach, zamiast go pięknie umieścić pod dachem w oberży.
Na tę aluzję, pomruk rozległ się w tłumie, Fario bowiem uchodził za skąpca.
— No, no, dobry człowieku, rzekł Max, nie trzeba tracić otuchy. Wydrapiemy się na wieżę, aby zobaczyć, w jaki sposób wózek tam zawędrował. Do kroćset bomb, poratujemy cię w kłopocie. — Idziesz, Baruch? — A ty, rzekł Franciszkowi do ucha, utrzymuj porządek na dole, i niech się nikt nie plącze pod wieżą, skoro ujrzysz nas na górze.
Fario, Max, Baruch i jeszcze trzech Rycerzy weszło na górę. Podczas tego dość niebezpiecznego wspinania, Max stwierdził wraz z Fariem, że nie było znać żadnych uszkodzeń ani śladów, któreby wskazywały na windowanie wozu. Toteż, Fario wierzył w jakieś czary, w głowie mu się mąciło. Skoro dostali się na szczyt i rozpatrzyli w położeniu, fakt zdawał się w istocie niemożliwy.
— W jaki sposób ściągniemy go na dół? rzekł Hiszpan. Czarne jego oczka wyrażały pierwszy raz przestrach, żółta zaś i zapadła twarz, która, zdawało się, nigdy nie mogłaby zmienić barwy, pobladła.
— Jak? rzekł Max. Ależ nic łatwiejszego...
I, korzystając ze zdumienia kupca, chwycił krzepkiemi ramionami wózek za oba drążki aby mu nadać rozmach, następnie, w chwili gdy miał puścić, krzyknął grzmiącym głosem:
— Baczność tam na dole!...
Ale nie było obawy: tłum, uprzedzony przez Barucha i zdjęty ciekawością, skupił się na placu w odległości pozwalającej śledzić co się dzieje na górze. Wóz roztrzaskał się, w sposób nader malowniczy, w nieskończoną ilość kawałków.
— Ot, już jest na dole, rzekł Baruch.