Strona:PL Balzac - Kawalerskie gospodarstwo.pdf/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wywiercone świdrem i osadzone bardzo blisko nosa, ściągnęłyby nań w Neapolu podejrzenie o złe oko. Człeczyna wydawał się łagodny, ponieważ był poważny, spokojny i powolny w ruchach: toteż, mówiono o nim „poczciwy Fario“; ale człowiekowi umiejącemu obserwować, piernikowa jego cera i pozorna łagodność zdradzały pół-mauretański charakter chłopa z okolic Grenady, którego nic jeszcze nie wyprowadziło z jego flegmy i lenistwa.
— Czy pewien jesteś, rzekł Max wysłuchawszy lamentów Faria, że wziąłeś z sobą wóz? toć, Bogu dzięki, niema złodziejów w Issoudun.
— Był tutaj...
— Jeżeli zostawiłeś konia w zaprzęgu, może on gdzie zaciągnął wózek?
— Ot, koń, rzekł Fario pokazując konia, stojącego spokojnie o kilkadziesiąt kroków.
Max podszedł poważnym krokiem w stronę gdzie był koń, aby, podnosząc oczy, objąć wzrokiem podstawę wieży, zbiegowisko bowiem skupiło się u jej stóp. Cały tłum pociągnął za Maxem, o to właśnie hultajowi chodziło.
— Może ktoś, przez roztargnienie, schował wózek do kieszeni? wołał Franciszek.
— Przeszukać, przeszukać! rzekł Baruch.
Ze wszystkich stron rozległy się wybuchy śmiechu. Fario zaklął. U Hiszpana, klątwy oznaczają ostateczny stopień gniewu.
— Czy wózek był lekki? spytał Max.
— Lekki!... odparł Fario. Gdyby tym, którzy śmieją się ze mnie, przejechał po nogach, jużby im odciski wnet przestały dopiekać.
— Z tem wszystkiem, musiał być djablo lekki, bo oto widzisz że frunął tam na górę, odparł Max wskazując na wieżę.
Na te słowa, wszystkie oczy się podniosły: przez chwilę, na całym targu zapanowało poruszenie. Każdy pokazywał drugiemu zaczarowany wózek. Wszystkie języki były w ruchu.