Strona:PL Balzac - Fizjologja małżeństwa. T. 2.pdf/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nieskromności, na łoże małżeńskie i, jeśli czego jeszcze zdolną jest pragnąć, to chyba niedojrzałych owoców, któreby pobudziły stępione nerwy jej podniebienia. Wreszcie, zjawia się filozoficzne Poznanie życia z chmurnem i wzgardliwem czołem, wskazując palcem rezultaty a nie przyczyny, spokój zwycięstwa a nie burze walki. Obrachowuje zaległości dzierżawców i układa działy dla dzieci: materjalizuje wszystko. Jakby za dotknięciem zaczarowanej laseczki, życie staje się zwarte i pozbawione sprężystości; niegdyś wszystko było ruchliwe i płynne, obecnie nabrało twardości minerału. Rozkosz przestaje wówczas istnieć dla naszych serc; jest osądzona i potępiona, jako przelotne wrażenie. Dusza pragnie dziś czegoś stałego; szczęściem jest tylko to, co trwałe, spoczywa ono w zupełnym spokoju, w regularności posiłków, snu i innych czynności ociężałych organów.
— To straszne!... krzyknąłem, wszak ja jestem młody, pełen życia!... Niech raczej przepadną wszystkie książki świata, niż moje złudzenia!
Wybiegłem z pracowni i rzuciłem się w wir Paryża. Mijając po drodze pełno uroczych postaci kobiecych, przekonałem się, że jeszcze nie jestem starcem. Pierwsza młoda kobieta jaką spotkałem, ładna i dobrze ubrana, ogniem spojrzenia rozprószyła czary, których stałem się dobrowolną ofiarą. Ledwie przeszedłem parę kroków po Tuillerjach, tam bowiem skierowałem kroki, ujrzałem żywy wzór sytuacji małżeńskiej, do której dopłynęliśmy w tej książce. Gdyby chodziło o scharakteryzowanie, wyidealizowanie lub uzmysłowienie małżeństwa, tak jak się ono przedstawia w moich pojęciach, wówczas nawet Trójca święta nie potrafiłaby dlań stworzyć równie doskonałego symbolu.
Wyobraźcie sobie kobietę, lat około pięćdziesięciu, w brązowej merynosowej narzutce; w lewej ręce trzyma na zielonym sznurku angielskiego pincza, prawą zaś podaje mężczyźnie, ubranemu w czarne jedwabne pończochy i w dziwaczny kapelusz, odsłaniający z obu stron białe kłaczki, niby skrzydła gołąbka. Warkoczyk, nie