Strona:PL Balzac - Fizjologja małżeństwa. T. 2.pdf/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Czy ja co powiedziałam?... zawołała z przerażeniem.
Doszedłszy do ławeczki, zatrzymaliśmy się mimowoli.
— Cóż za przestrzeń, od tej ławeczki do altany! rzekła pani de T.
— A więc, rzekłem, ta ławeczka zawsze ma mi być złowrogą? czy to żal, czy też...
Nie wiem jakim cudem, ale rozmowa zmieniła się i przybrała mniej poważny charakter. Moja pani odważyła się nawet mówić lekkim tonem o słodyczach miłości, oddzielając od nich stronę duchową, sprowadzając je do najprostszego wyrazu i dowodząc, że ustępstwa pod tym względem są tylko kwestją przyjemności; że zobowiązania (w pojęciu filozoficznem) istnieją tylko o tyle, o ile sami zaciągamy je wobec świata pozwalając wglądać w nasze tajemnice i popełniając, w stosunku doń, niedyskrecję.
— Jakąż uroczą noc znaleźliśmy przypadkiem!... I gdyby, dajmy na to, jakieś przyczyny kazały nam się jutro rozłączyć, szczęście nasze, osłonione cieniem nawet dla przyrody, nie zostawiłoby żadnych więzów, któreby trzeba zrywać... może nieco żalu, nagrodzonego sowicie słodkiem wspomnieniem; słowem, sama rozkosz bez wszystkich odwłok, utrapień i przymusu.
Człowiek jest tak dalece zwierzątkiem, iż ze wstydem wyznać muszę, że, zapomniawszy o wszystkich skrupułach które dręczyły mnie przed chwilą, najzupełniej wchodziłem w te śmiałe poglądy, i niewiele brakowało, aby zbudziła się we mnie tęsknota za zupełną swobodą.
— Cóż za cudowna noc! mówiła pani de T., cóż za czarowne ustronie! Nabrało dziś dla mnie nowego powabu. Och, nigdy, nigdy nie powinniśmy zapomnieć tej altanki... Zamek, rzekła z uśmiechem, posiada jedno schronienie jeszcze bardziej urocze, ale panu nie można nic pokazać: jesteś jak dziecko, które wszystko chciałoby ruszać i psuje czego się dotknie.
Wiedziony ciekawością, począłem się zaklinać, iż będę rozsądny. Ale pani de T. już zmieniła przedmiot.