Strona:PL Balzac - Fizjologja małżeństwa. T. 1.pdf/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w spokoju, nie czując się widać na siłach utrzymania placówki zajętej przez kobietę. Upłynęło lat kilka, wolnych od innych udręczeń oprócz udręczeń miłości, i autor mógł mniemać, iż wyleczył jedną chorobę zapomocą drugiej. Jednakże, pewnego wieczora, znalazł się przypadkowo w którymś z paryskich salonów. Wśród rozmowy toczącej się przy kominku, zabrał właśnie głos jeden z mężczyzn i rozpoczął grobowym tonem następujące opowiadanie:
— Wypadek ten zdarzył się w Gandawie podczas mego pobytu w tem mieście. Pewna dama, wdowa od lat dziesięciu, dotknięta nieuleczalną chorobą spoczywała na łożu śmierci. Trzech dalekich krewnych oczekiwało jej ostatniego tchnienia, w obawie aby nie rozporządziła majątkiem na rzecz miejscowego klasztoru. Chora leżała w milczeniu, nawpół już zgasła; śmierć zdawała się pełzać po niemej i wyblakłej twarzy. Widzicie ten obraz: w zimową noc, trzech krewniaków, otaczających w milczeniu łoże umierającej. Prócz nich, przy łóżku, stara dozorczyni, potrząsająca znacząco głową, i lekarz, który, widząc iż choroba dobiega kresu, sięga jedną ręką po kapelusz, drugą zaś czyni wymowny gest, jakgdyby chciał powiedzieć: „Nic tu już nie mam do roboty“. Uroczystą ciszę przerywał tylko głuchy świst deszczu, który, zmieszany ze śniegiem, siekł po zamkniętych okiennicach. By oczy umierającej ochronić od blasku, umocował najmłodszy ze spadkobierców zasłonę przy świecy obok łóżka, tak iż świetlny krąg sięgał ledwie śmiertelnej poduszki, od której odrzynała się zżółkła twarz chorej, niby spełzła pozłota głowy Chrystusa na zczerniałem srebrze krzyża. Jedynie migotliwe błękitne płomyki kominka oświetlały posępny pokój, w którym za chwilę rozegrać się miał dramat. Nagle, żarzące się polano stoczyło się na posadzkę, jakby zwiastując katastrofę. Zbudzona hałasem, chora podnosi się i otwiera szeroko oczy, błyszczące jak u kota. Wszyscy wpatrują się w nią w osłupieniu. Ona śledzi wzrokiem toczącą się głownię i, nim ktokolwiek mógł pomyśleć o powstrzymaniu niespodzianego i jakby w przystępie na-