Strona:PL Balzac - Ferragus.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zimno dziś, rzekła pani Julianowa.
Ale mąż nie słyszał, przyglądał się czarnym szyldom nad sklepami.
— Klemencjo, rzekł wreszcie, daruj pytanie, które ci zadam.
Przybliżył się, ujął ją wpół i przyciągnął do siebie.
— Zaczyna się! pomyślała biedna kobieta.
— A więc, odparła uprzedzając pytanie, chcesz się dowiedzieć co mówił p. de Maulincour. Powiem ci, Julu, ale nie bez lęku. Mój Boże, czy my możemy mieć dla siebie tajemnice? Od paru chwil, widzę jak walczysz między poczuciem naszej miłości a mglistemi obawami; ale czyż to nasze poczucie nie jest jasne, a twoje podejrzenia czy nie zdają ci się bardzo ciemne? Czemu nie zostać w jasności, która ci jest miła? Kiedy ci opowiem wszystko, będziesz chciał wiedzieć więcej; a jednak ja sama nie wiem, co kryją dziwne słowa tego człowieka. Mogłoby z tego wyniknąć między wami jakieś nieszczęście. Wolałabym raczej, abyśmy zapomnieli oboje o tej złej chwili. Ale w każdym razie przysięgnij mi zaczekać aż się ta szczególna sprawa wyjaśni w naturalny sposób. P. de Maulincour zarzucił mi, że trzy przypadki, o których słyszałeś: kamień, który spadł na jego służącego, rozbicie kabrjoletu, oraz pojedynek jego o panią de Sérizy, były wynikiem spisku, jaki ja uknułam przeciw niemu. Zagroził mi następnie, że odsłoni pobudki, jakie popychają mnie do tego aby go zamordować. Czy rozumiesz coś z tego wszystkiego? Zmięszałam się pod wrażeniem tej twarzy zmąconej szaleństwem, tych błędnych oczu i słów