Strona:PL Balzac - Ferragus.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czej pomyka jak gwiazda, i leci uniesiona myślą, którą zdradzają fałdy i falowanie sukni.
Młody człowiek przyspieszył kroku, wyprzedził kobietę, odwrócił się aby ją ujrzeć... Cyt! zniknęła w sieni w zakratowanej bramie, przy której dzwonek drgał jeszcze i dźwięczał. Wrócił i ujrzał ją w sieni, przeprowadzoną obleśnym ukłonem starej odźwiernej, idącą po krętych schodach, których pierwsze stopnie były silnie oświetlone; szła po nich lekko, żywo, jak musi iść kobieta która się spieszy.
— Spieszy się do czego? pomyślał młody człowiek, który się cofnął, aby przylgnąć do muru po drugiej stronie ulicy.
I nieszczęśliwiec spoglądał we wszystkie okna z bacznością szpiega wietrzącego spisek.
Był to dom taki jakich tysiące w Paryżu; dom plugawy, pospolity, ciasny, żółtawy w kolorze, o czterech piętrach i trzech oknach. Sklep i półpięterko należały do szewca. Okienice na pierwszem piętrze były zamknięte. Dokąd ona poszła? Młody człowiek miał wrażenie, że słyszy odgłos dzwonka na drugiem piętrze. W istocie światło poruszyło się w pokoju o dwóch silnie oświetlonych oknach i błysło nagle w trzeciem, dotąd ciemnem: był to bez wątpienia salonik lub jadalnia. Równocześnie zamajaczyła sylweta damskiego kapelusza, drzwi się zamknęły, w pierwszym pokoju znów zrobiło się ciemno, dwa ostatnie zaś okna znów zajaśniały czerwonawem światłem.
W tej chwili młody człowiek usłyszał głos: Uwaga! i otrzymał cios w plecy.
— Trzeba uważać, panie! rzekł gruby głos.