Strona:PL Balzac - Ferragus.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bym unosić w sercu tak bardzo twojem jakiejś tajemnicy, czegoś coby zostało niewypowiedziane, w chwili gdy umieram jako ofiara koniecznej dyskrecji.
„Julianie, wychowałam się, wzrosłam w głębokiej samotności, zdała od nikczemności i kłamstw świata, przy lubej kobiecie którą znałeś. Świat cenił ją za owe powierzchowne przymioty, któremi kobieta błyszczy w towarzystwie; ale ja napawałam się tajemnie jej niebiańską duszą: mogłam kochać matkę, która poiła me dzieciństwo radością bez goryczy, wiedząc dobrze dlaczego ją kocham. Czyż to nie znaczyło kochać podwójnie? Tak, kochałam ją, bałam się jej, szanowałam ją, i nic nie ciężyło mi na sercu, ani szacunek, ani lęk. Byłam dla niej wszystkiem, ona była wszystkiem dla mnie.
„Przez dziewiętnaście lat, najzupełniej szczęśliwych, swobodnych, dusza moja, samotna wśród świata który szumiał dokoła mnie, odbijała jedynie najczystszy obraz, obraz mojej matki, a serce moje biło tylko przez nią i dla niej. Byłam żarliwie pobożna i szczęściem mi było być czystą w obliczu Boga. Matka pielęgnowała we mnie wszystkie szlachetne i godne uczucia. Och, jak mi to miło wyznać ci, Julu; wiem teraz, że byłam czystą dziewczyną, że przyszłam do ciebie będąc dziewicą sercem. Kiedy wyszłam z tej głębokiej samotności, kiedy po raz pierwszy przyczesawszy włosy stroiłam je wiankiem migdałowego kwiatu; kiedy pozwoliłam sobie przyszyć parę atłasowych kokardek do białej sukni, z myślą o świecie który miałam ujrzeć i którego