Strona:PL Balzac - Ferragus.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wienie. Udał się za starą do ogrzanego pokoju, dokąd podążył za niemi mały dychawiczny mops, niema osobistość, która wdrapała się na stary taburet. Propozycja „ogrzania sią“ okazała się samochwalstwem nędzarki. Garnek z zupą zakrywał w zupełności dwie płonące szczapy. Warzecha leżała na ziemi z rękojeścią w popiele. Kominek, ozdobiony woskowym Jezuskiem w kwadratowej klatce szklanej obwiedzionej niebieskim papierem, był założony wełną, szpulkami, oraz narzędziami szmuklerskiemi. Julian przyglądał się wszystkiemu z ciekawością i zainteresowaniem, przyczem zdradził mimowoli tajemne zadowolenie.
— I cóż, proszą pana, nadadzą się panu moje mebelki? rzekła wdowa siadając na żółtym trzcinowym fotelu, który widocznie stanowił jej generalną kwaterą. Skupiła tam swoją chustką do nosa, tabakierką, robótką, nawpół obrane jarzyny, okulary, kalendarz, zaczęty galon do liberji, talję zatłuszczonych kart oraz dwa tomy powieści, wszystko wtłoczone za siedzenie fotela. Mebel ten, na którym ta staruszka spływała rzeką życia, podobny był do owej encyklopedycznej torebki, jaką kobieta ma z sobą w podróży, gdzie znajduje się w streszczeniu całe jej gospodarstwo od portretu męża aż do kapucyńskich kropli, cukierków dla dzieci i kitajki angielskiej na skaleczenie.
Julian badał wszystko. Zmierzył bardzo uważnie wzrokiem żółtą twarz pani Gruget, jej szare oczy bez rzęs i brwi, bezzębne usta, czarniawe zmarszczki, zrudziały tiulowy czepeczek o bardziej jeszcze zrudziałych szlaczkach, cycowe podziurawione spódnice,