Strona:PL Balzac - Ferragus.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czemu mnie pan pyta o jego adres, skoro żona pańska go zna? Powiedział mi, aby nie dawać nikomu jego adresu. Czy to mi jaki mus odpowiadać panu?... Nie jestem, chwała Bogu, ani przy konfesjonale ani na policji, i zależę tylko od siebie.
— A gdybym panience ofiarował dwadzieścia, trzydzieści, czterdzieści tysięcy franków za adres pana Ferragusa?
— Nici z tego, mój piękny panie, rzekła podkreślając tę odpowiedź ordynarnym gestem. Niema sumy, za którąbym to wygadała. Mam zaszczyt złożyć panu moje uszanowanie. Którędyż się stąd wychodzi?
Julian, zmiażdżony, pozwolił wyjść Idzie, nie myśląc o niej. Miał uczucie, że świat się wali; nad jego głową niebo rozpadało się z trzaskiem.
— Obiad na stole, oznajmił kamerdyner.
Kamerdyner i służący czekali blisko kwadrans w jadalni na swoich państwa.
— Pani nie będzie jadła, oznajmiła panna służąca.
— Co tu się stało, Józiu? spytał lokaj.
— Nie wiem, odparła. Pani płacze i kładzie się do łóżka. Pan miał z pewnością jakąś przyjaciółeczkę na mieście, i to się wydało w bardzo krytycznej chwili u pani, rozumiesz? Nie ręczyłabym za jej życie. Te mężczyzny to takie niezdary! Zawsze robią sceny bez nijakiego względu.
— Wcale nie, odparł lokaj zcicha, to przeciwnie pani... tego... rozumiecie mnie. Kiedyż miałby nasz pan czas gonić po mieście? Toć od pięciu lat ani razu nie spał gdzieindziej niż w pokoju pani; schodzi do swego gabinetu o dziesiątej, a wychodzi zeń