Strona:PL Balzac - Ferragus.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

doskonale, która każe matce lękać się zbyt głębokiego spojrzenia jakiem przenikliwy człowiek obejmie jej dziecko? Ulegamy wszyscy temu wpływowi w wielkich momentach naszego życia, a nie nazwaliśmy go jeszcze ani nie zbadali: to więcej niż przeczucie, a jeszcze nie widzenie.
Wszystko szło dobrze aż do nazajutrz. W poniedziałek, Julian Desmarets, zmuszony udać się na giełdę o zwykłej godzinie, zaszedł, wedle zwyczaju, spytać żony, czy chce skorzystać z powozu.
— Nie, rzekła, za brzydko jest na przechadzkę.
W istocie deszcz lał jak z cebra. Było około wpół do drugiej, kiedy Desmarets udał się do Sądu i do Skarbu. O czwartej, wychodząc z giełdy, spotkał się nos w nos z panem de Maulincour, który oczekiwał go z gorączkowym uporem, zrodzonym z nienawiści i zemsty.
— Mam panu udzielić ważnych wiadomości, rzekł oficer ujmując finansistę pod ramię. Niech pan posłucha. Jestem zbyt uczciwym człowiekiem, aby się uciekać do anonimowych listów, które zmąciłyby pański spokój; wolałem sam pomówić z panem. Niech pan wierzy, że, gdyby nie chodziło o moje życie, nie mięszałbym się z pewnością w żadnej mierze w sprawy małżeńskie, nawet gdybym mógł się czuć w prawie do tego.
— Jeżeli to, co pan ma mi do powiedzenia, tyczy pani Desmarets, odparł Julian, poproszę pana abyś zmilczał.
— Gdybym zmilczał, proszę pana, mógłbyś pan niedługo ujrzeć swoją żonę na ławie oskarżonych,