Strona:PL Balzac - Eugenja Grandet.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tak, panno Grandet.
— W takim razie, ojcze, możesz łatwo dopomóc Karolowi.
Zdumienia, gniewu, osłupienia Baltazara, kiedy ujrzał Mane-Tekel-Fares, nie dałoby się porównać z zimną wściekłością Grandeta, który, zapomniawszy już o bratanku, odnajdywał go w sercu i w rachubach córki.
— Ej, do kata, odkąd ten cacuś przestąpił próg mego domu, wszystko tu idzie do djaska! Tylko wam w głowie cukierki, uczty i bale. Nie chcę tego wszystkiego. Dość jestem stary, abym sam wiedział, jak mam postępować. Nie potrzebuję lekcyj od córki ani od nikogo. Zrobię dla mego bratanka to, co uznam za stosowne; wy nie potrzebujecie do tego wścibiać nosa. Co do ciebie, Eugenjo, dodał obracając się do niej, nie mów mi już o nim, inaczej wyprawię cię razem z Nanon do klasztoru w Noyers, i to nie dalej niż jutro, jeżeli tylko piśniesz. Gdzie on jest, ten chłopak, czy już zeszedł?
— Nie, mężu, odparła pani Grandet.
— No i co on robi?
— Płacze po swoim ojcu, odparła Eugenja.
Grandet spojrzał na córkę, nie znajdując odpowiedzi. Był przecież sam trochę ojcem. Obszedłszy raz czy dwa razy salę, udał się szybko do swego gabinetu, aby tam dumać o ulokowaniu kapitałów w rencie państwowej. Dwa tysiące morgów wyciętego lasu dało mu sześćset tysięcy franków; przydając do tej sumy kwotę uzyskaną za topole, dochody z roku zeszłego i obecnego, plus dwieście tysięcy, które świeżo utargował, razem czyniło to jakieś dziewięćset tysięcy franków. Dwadzieścia od sta, które można było w krótkim czasie zarobić na rencie stojącej po 70, kusiły starego. Nakreślił rachunek na gazecie, w której było oznajmiona śmierć brata, słuchając ale nie słysząc jęków bratanka. Nanon zapukała w ścianę aby oznajmić panu, że obiad na stole. Idąc przez sień i przez schody, Grandet powiadał sobie: