Strona:PL Balzac - Eugenja Grandet.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— To pan, panie Cruchot? spytała Nanon patrząc przez kratę.
— Tak, odparł prezydent.
Nanon otworzyła drzwi. Blask ognia, odbijający się od sklepienia, pozwolił trzem panom Cruchot znaleźć wejście do sali.
— Hoho, panowie z winszunkami, rzekła Nanon, czując zapach kwiatów.
— Darujcie, panowie, krzyknął Grandet poznając głos przyjaciół, zaraz idę. Ja tam nie jestem dumny, sam naprawiam stopień na schodach.
— Prosimy, prosimy, panie Grandet; każdy ma prawo burmistrzować w swoim domu, rzekł sentencjonalnie prezydent, śmiejąc się sam z aluzji której nikt nie zrozumiał.
Pani Grandet i jej córka wstały. Prezydent, korzystając z ciemności, rzekł do Eugenji:
— Czy pozwoli mi pani, w dniu swego urodzenia, życzyć sobie ciągu lat szczęśliwych i kontynuacji zdrowia, którem się cieszysz?
Wręczył bukiet kwiatów rzadkich w Saumur; następnie, ujmując herytierę za łokcie, ucałował ją z obu stron w szyję z zapałem, który zawstydził Eugenję. Prezydent, który podobny był do wielkiego zardzewiałego gwoździa, myślał że w ten sposób zdobywa jej serce.
— Niech się pan nie krępuje, rzekł Grandet wchodząc. Jaki pan gorący w uroczyste święta, panie prezydencie!
— Z panną Eugenją, odparł ksiądz Cruchot uzbrojony w swój bukiet, każdy dzień byłby świętem.
Ksiądz pocałował Eugenję w rękę. Co się tyczy rejenta, ten ucałował poprostu dziewczynę w oba policzki i rzekł:
— Czas leci, mościa panno. Co rok, dwanaście miesięcy.
Stawiając z powrotem świecę, Grandet, który nigdy nie poniechał konceptu i powtarzał go do sytości, kiedy mu się zdawał zabawny, rzekł:
— Skoro to urodziny Eugenji, zapalmy świeczniki.