kiegoś fluidu, który ludzie wydzielają mniej lub więcej obficie, zależnie od sposobu w jaki organy ich wchłaniają substancje twórcze w środowisku w którem żyją. Zapaliliśmy się do katalepsji, i z zapałem jaki dzieci wnoszą w swoje przedsięwzięcia, próbowaliśmy znosić ból myśląc o czem innem. Zmęczyliśmy się bardzo, robiąc jakieś doświadczenia dość pokrewne tym, jakie zawdzięczamy konwulsjonistom z ubiegłego wieku, który to fanatyzm reliligijny posłuży kiedyś wiedzy. Stawałem Lambertowi na brzuchu i stałem tak przez kilka minut nie sprawiając mu najmniejszego bólu; ale, mimo tych szalonych prób, nie sprowadziliśmy ani jednego napadu katalepsji. Nawias ten wydał mi się potrzebny dla wyjaśnienia pierwszych moich wątpliwości, które p. Lefebvre rozproszył zupełnie.
— Skoro napad minął, rzekł, Ludwik popadł w głębokie przerażenie, w melancholję, której nic nie mogło rozprószyć. Podejrzewał się o impotencję. Zacząłem czuwać nad nim jak matka nad dziecięciem i zeszedłem go szczęśliwie w chwili, gdy miał podjąć na sobie operację, której Origenes, jak mniemał, zawdzięczał swój talent. Zabrałem go corychlej do Paryża, aby go powierzyć opiece p. Esquirol. W czasie podróży, Ludwik trwał w senności prawie nieustannej i nie poznawał mnie. W Paryżu, lekarze uznali sprawę za nieuleczalną, i radzili jednogłośnie zostawić go w najgłębszej samotności, nie mącąc ciszy potrzebnej dla nieprawdopodobnego zresztą wyleczenia. Kazali go pomieścić w chłodnej sali, gdzieby światło dzienne było ustawicznie przyćmione. — Panna de Villenoix, której zataiłem stan Ludwika (podjął starzec mrugając oczyma) ale której małżeństwo uchodziło za zerwane, przybyła do Paryża i dowiedziała się o wyroku lekarzy. Natychmiast odwiedziła mego bratanka który ledwo ją poznał; następnie, jako szlachetna dusza, postanowiła się poświęcić staraniom
Strona:PL Balzac-Ludwik Lambert.djvu/177
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.