Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zimowej nocy. Cóż za roskosz przybywać okryty śniegiem do pokoju napełnionego wonią perfum, wyścielonego barwnemi jedwabiami i znaleźć tam kobietę, która również strząsa śnieg, jakież bowiem inne miano dać owym oponom z roskosznego muślinu, przez które rysuje się mglisto niby anioł w chmurze i z których ma wyłonić się za chwilę? Potem trzeba mi jeszcze nieśmiałego szczęścia, zuchwałego bezpieczeństwa. Słowem, pragnę znów ujrzeć tę tajemniczą kobietę, ale pełną blasku, ale wśród świata, ale cnotliwą, otoczoną hołdami, strojną w koronki, lśniącą od djamentów, panującą stolicy, stojącą tak wysoko i tak imponującą, aby się nikt nie ośmielił podnieść na nią oczu. Otoczona swoim dworem, rzuca mi ukradkiem spojrzenie, spojrzenie które kłamie tym pozorom, spojrzenie które depce dla mnie świat i ludzi! Zaiste, po sto razy wydałem się śmieszny sam sobie, że kocham kilka łokci blondynu, aksamitu, cienkich batystów, arcydzieło fryzjera, świece, karoce, tytuły, herby malowane przez lakiernika lub sporządzone przez jubilera, słowem wszystko co jest w kobiecie najbardziej sztuczne i co w niej jest najmniej kobietą; drwiłem sam z siebie, perswadowałem, wszystko napróżno. Arystokratyczna kobieta i jej delikatny uśmiech, wykwint obejścia i godność, czarują mnie; kiedy stawia zaporę między sobą a światem, głaszcze we mnie wszystką próżność, która stanowi połowę miłości. Szczęście moje ma dla mnie więcej smaku, gdy wszystko mi go dokoła zazdrości. Nie czyniąc nic tak jak inne kobiety, nie chodząc, nie żyjąc jak