Strona:PL Bałucki - Tajemnice Krakowa.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To właśnie będę po mszy św. Oby nam się udało!
Hrabina miała już wychodzić, gdy służący księdza wszedł pośpiesznie do pokoju i zbliżywszy się szepnął mu coś do ucha. Wiadomość musiała być ważną, bo twarz księdza, który natychmiast zerwał się z fotelu, okazywała niezwykłe oburzenie i ożywienie.
— Pani znałaś Seweryna L.? — przemówił do hrabiny.
— Mój mąż znał go dobrze.
— Umierający — właśnie wzywają mnie do niego.
Oblicze hrabiny ani na chwilę nie zmieniło się; nie zadrżała nawet. Z zimnym spokojem naciągała rękawiczki.
— I z czego tak nagle umiera?
— Wskutek pojedynku z jakimś doktorem.
— Więc się już bili?
— Pani znasz tę sprawę? Podobno poszło o jakąś kobietę?
— Podobno.
— Jak ciężka odpowiedzialność przed Bogiem spada na duszę téj kobiety! Hrabino! należy nam się modlić za podobne grzesznice.
Hrabina nic nie odpowiedziała. Pocałowała w ramię księdza, który odwzajemnił się jej w ten sam sposób i poszła do kościoła. Z tamtąd wyszedłszy wstąpiła do magazynu