Strona:PL Bałucki - Tajemnice Krakowa.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To powinno być obojętnem dla ciebie.
— Obojętném, kto kala moje nazwisko i dom mój!
— Co pan mówisz wciąż o jakiemś kalaniu? odparła z dumą Sabina, — zaniedbujesz mnie, zostawiasz na pastwę nudom; muszę więc sama szukać sobie rozrywek. Czy to uwłacza ci?
— O, znam cię, tyś do wszystkiego zdolna! Znam cię na wskróś. Szkoda wielka, żem cię tak nie znał, zanim zdecydowałem się dać ci moje nazwisko?
— I cóż mi po tém nazwisku? Czy ono otwarło mi choćby jedne drzwi waszych magnackich domów? Czy starałeś się kiedy o to, abym zajęła miejsce odpowiednie temu nazwisku? Jestem jakby wyklęta pomiędzy wami, jak wyrzutek, na który spojrzeć nie raczą ci, z którymi żyjesz.
— Gdybyś była mnie kochała, nie zważałabyś na to; nie byłoby ci potrzeba innych ludzi do szczęścia i chętniebyś się wyrzekła ich, jak ja wyrzekłem się krewnych i znajomych dla ciebie, kiedy zdawało mi się, że twoja miłość wynagrodzi mi to wszystko. O! jakżem się zawiódł! — dodał z goryczą, — szukałem serca, a znalazłem próżność i chłód tylko. Nie spodziewałem się jednak, że się odważysz bezcześcić imię nasze, choćby przez poszanowanie własnéj próżności.