Strona:PL Bałucki - Tajemnice Krakowa.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziwszy kilka kroków, wrócił do swojej towarzyszki, ukrytej w cieniu.
— Omyliliśmy się — rzekł — jej tam nie ma, bo saméj nie zostawiałby jej przecież i nie odchodził spokojnie do szpitala.
— To manewr tylko. Chcą nas wywieść w pole.
Seweryn jednak nie podzielał przekonań upartej damy; owszem żałował, że tak wiele czasu stracił tutaj, zamiast iść wprost tam, gdzie mieszkała Sabina. Chciał nagrodzić tę zwłokę i nieuważając na prośby błękitnéj pani, zaklinającej go by jej samej na ulicy nie zostawiał, popędził ku mieszkaniu Sabiny.
Tu znowu ujrzał światło w oknach! Brama domu była uchylona. Gdy się zbliżył, jakiś człowiek wsunął się z ulicy i ukrył się w sieni. Seweryn, wietrzący wszędzie rywalów, wpadł za nim, chwycił za kołnierz i zawołał gwałtownie:
— Kto tu?!
Bohater nasz, jak wiadomo, nie był Herkulesem; po krótkiem szamotaniu się, nieznajomy wyrwał mu się zrąk, wybiegł na ulicę, piskliwym świstem ostrzegł swoich wspólników o grożącem niebezpieczeństwie i sam znikł w ciemnościach. Świst ten otworzył oczy Sewerynowi: polował na kochanka, a złapał złodzieja. Domyślił się oprócz tego, że ich więcej być musi. Pobiegł więc na górę. Było