Strona:PL Bałucki - Tajemnice Krakowa.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

to zawsze wspaniałomyślnym heroizmem; przemowa Seweryna mogła wzbogacić się o jeden frazes: „patrz, okrutna! tyś zwiodła mnie, oszukałaś, a jam cię ocalił!“ — Ta myśl i ten frazes pchały go na górę do walki z tymi, co tak śmiało przekraczali siódme przykazanie. Pierwej jednak zbudził jeszcze lokaja i wraz z nim wszedł do pokoju, gdzie Kłyk i Rudy, splądrowawszy już na dobre, zabierali się do wyjścia.
Na widok nieproszonych gości, złodzieje z odwagą rzucili się ku drzwiom próbując przedrzeć się siłą. Kłykowi w istocie udał się manewr; gwałtownym rzutem powalił na ziemię lokaja i uciekł, ale Rudy, obładowany skradzionemi kosztownościami, poślizgnął się i przewrócił na ziemię. Seweryn i lokaj rzucili się na niego i pasując się z nim, usiłowali go związać.
W tym czasie Kudłacz znajdował się w sypialnym pokoju Sabiny. Zawiodła go tam wyuzdana chciwość. Podczas bowiem, gdy towarzysze jego dobijali się do kredensu i kufra, on chcąc na własną rękę coś lepszego upolować, zakradł się do sypialni, w nadziei znalezienia jakiej szkatułki z kobiecemi kosztownościami. Po cichu, na słomianych swych trepciach, dostał się na środek pokoju i złowieszczo obejrzał się w około. Na raz zwrok jego zesztywniał i zatrzymał się nieruchomo