Strona:PL Bałucki - Tajemnice Krakowa.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żebyś nie była tak chłodną w tych krótkich chwilach, w których możemy się widzieć!
— Dziwny jesteś. Jakąż mam być? spytała trochę niecierpliwie.
— Jaką? Jaką? O to nie mnie, ale swego serca zapytać winnaś. Na to nie ma formułek. Miłość, jeżeli ją czujemy w piersiach, znajduje tysiące sposobów objawienia się w najdelikatniejszych odcieniach, w przelotnych mrugnięciach oczu. A twoja miłość tak skąpa w podobne objawy, twarz tak chłodną bywa, że nieraz rozpacz mnie bierze, że na niéj nic a nic dla siebie wyczytać nie mogę.
— Zapominasz, że jestem żoną innego, że afiszować się z uczuciami nie mogę. Chcesz żeby się domyślił, żeby mnie wypędził i rzucił na pastwę ludzkim językom?
— O nie, na Boga nie! dość dla mnie męki, że go oszukiwać muszę, choć go czczę i szanuję. Wyrzut ten cięży mi na duszy kamieniem, nie chcę go więc powiększać niesławą twoją.
— Więc czego chcesz?
— Ja sam nie wiem — odezwał się Seweryn głosem zdradzającym wewnętrzną mękę i niepokój — niedowierzanie, wyrzuty, zazdrość trapią mnie na przemian i szarpią w kawały mój spokój. Miłość ta męczy mnie i zabija, a bez niéj żyćbym nie mógł. Kiedy pomyślę, że ktoś mógłby mi odebrać ciebie, szaleństwo