Strona:PL Bałucki - Tajemnice Krakowa.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzenie, bo nie podnosił oczów i aby zamaskować chwilowe pomieszanie, mówił daléj do gościa:
— Dobrze, żeś przyszedł; Saba będzie miała towarzystwo przy herbacie.
— Jeżeli pani pozwoli — rzekł Seweryn kłaniając się.
— O panie — odrzekła hrabina z salonową grzecznością, odpowiadając lekkim ukłonem na ukłon.
— Idę się więc przebrać — dodał hrabia Adam i wyszedł z salonu.
Po jego odejściu zapanowało chwilowe milczenie.
Gdy przycichł odgłos kroków hrabiego, Seweryn powstał nagle, zbliżył się hrabiny i wziąwszy jéj rękę, podniósł do ust swoich.
— Co pan robisz? — szepnęła marszcząc lekko czoło i wyrywając mu rękę — mógłby zobaczyć; czy pan wiesz na co mnie narażasz?
— Odszedł już.
— Kto panu zaręczy, że nas nie śledzi z ciemnego pokoju!
— Tak dawno cię nie widziałem, Sabino! szeptał Seweryn, z miłością wpatrując się w twarz hrabiny.
— Czy moja w tem wina?
— Boję się częstemi wizytami obudzić jego podejrzenie. Ale gdybyś wiedziała, ile mnie kosztuje takie wstrzymywanie się, mo-