Strona:PL Bałucki - Tajemnice Krakowa.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sny rewolwer, celował prosto w moją głowę, a tymczasem zabierał sobie zegarek, pierścionki, pieniądze i inne drobiazgi leżące przy łóżku.
— I pan pozwoliłeś na to? przerwała hrabina.
— Cóż miałem robić — odrzekł gość z uśmiechem. Narażać się na strzał łotra dla zegarka i trochę pieniędzy, nie miałem najmniejszéj ochoty. Wołać na służbę na nicby się nie zdało, bo nikogo nie było w domu.
— Biorąc tak rzeczy na rozum — rzekła hrabina z lekkim odcieniem ironji, — może pan miałeś słuszność, ale...
— Ale biorąc sercem, wolałabyś, żeby się dał zabić — dokończył hrabia z uśmiechem nieco cierpkim i przymusowym.
— Ja poszedłem za zdaniem rozumu — ciągnął gość daléj — i niechciałem stanąć do bohaterskiéj walki z włóczęgą, ale zdałem ten trud na policję, która zdaje mi się odszuka go po zrabowanych rzeczach. Właśnie wracam z policji — prosto do państwa. Bałem się, że was już nie zastanę. Macie państwo może gdzie być dziś wieczorem?
— Saba zostaje podobno w domu — rzekł hrabia — ja muszę iść na chwilę do hrabstwa Romanów.
Hrabina spojrzała badawczo na męża, który zdawał się czuć na sobie ciążące spoj-