Strona:PL Bałucki - Tajemnice Krakowa.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wejście lokaja przerwało monotonję ciszy.
— Pan Seweryn L. — zameldował.
— Prosić — odezwał się hrabia.
Niezadługo wszedł do salonu mężczyzna, którego widzieliśmy w przedpokoju, w ubiorze starannym ale skromnym, z żałobną obwódką przy tużurku. Hrabia powitał przybyłego serdecznie i z uśmiechem, hrabina spokojnym ukłonem i spojrzeniem, które dłuższy czas zatrzymała na przybyłym, z pewnym rodzajem kokieterji i życzliwości.
— Siadaj, rzekł hrabia podsuwając krzesło gościowi — czekaliśmy cię z obiadem.
— Byłbym się stawił, gdyby nie nocna awantura moja
— Awantura? zapytał hrabia.
— Sądziłam, że w naszym wieku nie ma już awantur — wtrąciła hrabina.
— Tego rodzaju co moja, trwać będą, zdaje się, do końca świata, mimo licznych przepowiedni biblijnych.
— Ale cóż takiego? powtórzył zapytanie rozciekawiony hrabia.
— Jakiś włóczęga, korzystając z nieobecności we dworze moich ludzi, którym pozwoliłem iść na wesele córki ekonoma, wsunął się nocą do mego pokoju. Gdy przebudzony łoskotem otworzyłem oczy, zobaczyłem tuż nad sobą obdartusa z czarnym gęstym zarostem, który trzymając w ręku mój wła-