Strona:PL Bałucki - Tajemnice Krakowa.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A więc u ciebie są te papiery! zawołał z pośpiechem Kudłacz.
— A u ciebie pieniądze, które dziś byłyby dla mnie majątkiem.
— Pieniądze? jakie pieniądze? Komuś je wypłaciła, kiedy mi papiery skradziono?!
— Nie szkaluj tak zacnéj osoby, jaką jest ks. Modest.
— Więc to on! Ha! teraz przypominam sobie — zawołał uderzając się w czoło. Słuchaj — i schwycił ją gwałtownie za rękę — słuchaj mnie — wiele mu dałaś za te skradzione szpargały?
— Trzydzieści tysięcy — tak jak żądałeś.
— Odstąpię ci dziesięć — bo dzisiaj ty sama jesteś w potrzebie — ale chodź ze mną do niego, powiedz mu to w oczy — bo inaczéj nie odda mi nic.
— Razem z tobą nie pójdę — ale czekaj na mnie u niego o czwartéj. Teraz odejdź — potrzebuję być samą.
— Jeszcze jedno. Wytłomacz mi jakim sposobem hrabia stracił majątek i wszystko.
— Bo chciał mieć więcéj.
— Dziwna rzecz — nie był nigdy chciwym.
— Zrujnował się dla mnie. Małżeńskie więzy ciężyły mu, bo kochał inną. Czułam, że jestem dlań ciężarem, od którego chętnie byłby się uwolnił, gdyby nie obawa skandalu. Ja znowu lękając się, aby w ostateczności