Strona:PL Bałucki - Tajemnice Krakowa.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Alboż umarł?
— Cóż to, wy nie z Krakowa, co nic nie wiecie?
— Nie — odparł stłumionym głosem.
— Hrabia zbankrutował, pozarywał wielu i uciekł za granicę — wierzyciele zajęli ruchomości.
— A hrabina?
— Została biedaczka — mieszka tu podobno na trzeciem piętrze.
Wiktor spojrzał na mówiącego, jakby go nie rozumiał. Wiadomość ta i jego robiła bankrutem. Wszystkie nadzieje wygodnego życia przepadły. Oparł się o ścianę aby nie upaść i machinalnie słuchał monotonnych wywoływań woźnego. Po chwili zebrał siły, otrząsł się z osłupienia i poszedł na trzecie piętro.
Zastał drzwi zamknięte — po długiem dopiero pukaniu otworzyła mu Sabina. W twarzy jéj, oprócz znękania i smutku, dostrzegł pomieszanie, które przypisywał niespodziewanéj swojéj wizycie. Prędko jednak spokój dumy wrócił na jéj lica — zmierzyła go surowo, pogardliwie od stóp do głów.
— Czego chcesz jeszcze odemnie? — spytała — nasz rachunek zdaje mi się skończony. Wydrwiłeś odemnie pieniądze za szpargały, niemające dziś dla mnie żadnéj wartości.