Strona:PL Bałucki - Tajemnice Krakowa.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szpargałów, przerzucił raz, drugi i trzeci, niedowierzając własnym oczom, aż w końcu wydał krzyk okropny, przerażający, który przestraszył wszystkich obecnych w kawiarni. Parę osób zbliżyło się do niego, z zapytaniem co się stało. — Nic nie odpowiedział — zgarnął papiery ze stołu, schował je do kieszeni — i jak szalony wybiegł z kawiarni.
Niepojmował w jaki sposób odbyła się przemiana ważnych jego dokumentów w nic nieznaczące szpargały, podejrzywał o podstęp Katarzynę — i popędził co tchu do niéj, aby groźbą wymódz wyjaśnienie lub pieniądze. Dopadł drzwi i gwałtownie szarpnął za dzwonek. Po chwili oczekiwania spostrzegł, że nie potrzebnie dzwonił, bo drzwi były uchylone. Wszedł więc. Ze zdziwieniem ujrzał pokój prawie pusty — kilka stołków w nieładzie stało około ścian. W drugim pokoju — toż samo. W trzecim zobaczył gromadkę ludzi tłoczących się pod oknem, gdzie stał woźny i wywoływał cenę jakiegoś obrazu. Kudłacz był jak odurzony. Dzień dzisiejszy same straszne niespodzianki mu przynosił. Ogłupiały i nieprzytomny zbliżył się do jednego z licytujących i zapytał:
— Co tu się dzieje?
— Jakto, nie widzicie? licytacja.
— Po kim?
— Po hrabi Adamie.