Strona:PL Bałucki - Tajemnice Krakowa.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sna przewrotność zaplątała go w sidła, z których nie było sposobu wydobycia się.
Zapanowało głębokie milczenie — Zofja z przestrachem spoglądała to na męża to na ojca — Flawjusz wahał się widocznie czy ma zostać dłużej w tem mieszkaniu — gdy nagle drzwi się otworzyły i do pokoju wszedł Wiktor trzymając w ręku papiery Zofji — twarz jego w tej chwili miała wyraz poważny i surowy:
— Pani — rzekł przystępując do Zofji, która na widok wchodzącego, podniosła się z kolan i stanęła obok Feliksa — odejdź od tego człowieka, to nie twój mąż. Oszukał cię — ślub wasz był komedją, do któréj i ja rękę przyłożyłem, nie wiedząc, że wyrządzam krzywdę dziecku mojej siostry. Bóg nie chciał tego nieszczęścia i wcześnie ochronił cię od hańby. Flawjuszu — chciałem się zemścić na tobie, i o mało nie zostałem strasznie ukarany.
Ale Flawjusz nie dosłyszał już ostatnich słów Wiktora — na wiadomość o tak podłéj zdradzie, zapłonął gniewem i zbliżywszy się ze ściśniętą pięścią do Feliksa, zawołał:
— Łotrze! skorzystałeś z miłości dziewczyny, aby ją zhańbić. I także jej to odpłacić chciałeś za to, że dla ciebie porzuciła mnie, który ją wyniańczyłem i wychowałem!... Niegodziwy!
Feliks ochłonąwszy z pierwszego pomięsza-