Strona:PL Bałucki - Tajemnice Krakowa.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pan meldowany i policja znaleźć pana nie mogła.
— Wszak nic złego nie zrobiłem, aby mnie miano szukać.
— Szukano pana z rozkazu sądu, który go potrzebował. Wszak pan nazywasz się Gustaw Klecki?
— Tak jest.
— Pańskiéj matce jak było na imię?
— Marja.
— Z domu nazywała się.....?
— Liwoda.
— A więc jesteś pan tym samym, którego sąd poszukiwał. Dowiedz się pan, że w skutek śmierci twego wuja, zostałeś dziedzicem jego majątku ruchomego i nieruchomego.
— Ależ ja nie wiem o żadnym wuju.
— Tak, bo brat matki pańskiéj wyrzekł się jéj w skutek mezaljansu, a ona za dumną była, aby przyznawać się do krewnych, którzy jéj znać nie chcieli. Wszystko to wiem z testamentu. Wuj pański, Seweryn Liwoda, umierając chciał naprawić swój postępek przeciw siostrze, która podobno umarła w nędzy i pana naznaczył jedynym spadkobiercą swoim. Majątek jest znaczny.
Gustawa wiadomość ta oszołomiła — przejście z kryminału na dziedzica wielkiego majątku, było zbyt gwałtownem, aby mógł je przyjąć spokojnie i zimno.