Strona:PL Bałucki - Tajemnice Krakowa.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i jego wspólnika z skrępowanemi rękami. Wywiedziono ich na ulicę i oddalająca się doróżka zaturkotała po bruku.. Tą samą drogą przewieziono i studenta do kryminału.
Być uwięzionym niewinnie i to w dzień imienin swojéj kochanki, był to cios nad ciosy. Gdyby jeszcze był wiedział za co! Złoczyńcy, w towarzystwie których zapakowano go, objaśnili go po koleżeńsku, że się o tém dowie przy śledztwie. Śledztwa więc tego czekał jak zbawienia Po kilku dniach nareszcie został wezwany. Wyspowiadał się jak na spowiedzi — z miłości dla Zofji, z obawy o nią, ze stanu majątkowego, z postępów w naukach, słowem nie utaił najmniejszéj drobnostki. Sędzia, który już z pierwiastkowego śledztwa fałszerzy, przekonał się, że aresztowanie studenta nastąpiło w skutek pomyłki, uspokoił Gustawa, że skoro sprawdzą jego zeznania, zostanie puszczony na wolność.
I w rzeczy saméj, po kilku dniach łagodniejszego już i w oddzielnéj celi aresztu, przyzwany powtórnie Gustaw, został bezwarunkowy uwolniony.
— Cięży jednak na panu jeden ważny zarzut, rzekł sędzia, uśmiechając się nieznacznie.
— Zarzut?
— Tak jest, ze strony policji — nie byłeś